Kasia oblepiona Pannami Wichrowskimi oraz Alicja obłapiająca obiektyw. Szukamy miejsca, gdzie można coś zjeść. Kraków, lato 2012 |
Kończące
się lato – zgodnie z przedwakacyjną
zapowiedzią - wypełnione było kulinariami, w tym pamiętnymi
zupami, które spożywałam we wspólnocie stołu z Katarzyną
Wichrowską i jej najbliższymi. Był więc między innymi rosół
z koguta-erotomana, po konsumpcji którego nie wiadomo, czy paniom
nie zaczną rosnąć wąsy. A dalej już bardziej konwencjonalnie:
wyśmienity zdaniem Kasi chłodnik i doskonała zupa kurkowa
serwowane w pewnym barze w moim mieście. Następnie: rewelacyjna
moim zdaniem zupa paprykowa autorstwa Kasi, która była również
autorką wspomnianego wyżej koguciego rosołu, a także wielu innych
znamienitych dań (na przykład z wiejskich kur podanych na cztery
sposoby), które miałam okazję spróbować w domu Państwa
Wichrowskich. Były też rodzinne wspomnienia o niezapomnianej zupie
gulaszowej, którą potrafi przygotować pan domu, ale której spożyć
jeszcze nie było mi dane.
WSPÓLNOTA STOŁU
Wspólnota
stołu – kiedy o niej myślę, nie mogę
nie cofnąć się we wspomnieniach o dziesięć czy dwanaście lat
wstecz, kiedy los, który na pewien czas związał moje życie dość
blisko z
życiem pewnego kontemplacyjnego klasztoru, sprawił, że
zostałam zmuszona przez okoliczności do przemedytowania istoty i
głębi takiej wspólnoty. Przełożona tamtego opactwa zwróciła
się bowiem do mnie z prośbą, żebym podczas swoich krótszych i
dłuższych pobytów w tym klasztorze zajęła się przybywającymi
doń i przebywającymi weń – innymi gośćmi.
Propozycja
Matki X wynikała pewnie z faktu, że znała mnie dość dobrze, że
uważała mnie za osobę nie tylko pobożną, ale i poważną, oraz
na tyle odpowiedzialną, że nie przyniosę opactwu ujmy, a wręcz
odwrotnie, przydam mu duchowej treści. Miała być to opieka
nieformalna, stanowiąca dyskretne uzupełnienie zwykłej opieki nad
gośćmi ze strony specjalnie do tego wyznaczonych mniszek, jak
również samej przełożonej.
Ponieważ
Matka X nie wydała mi żadnych szczegółowych dyspozycji w jaki
sposób mam zajmować się gośćmi, postanowiłam polem swego
szczególnego - powiedziałabym formacyjnego - oddziaływania uczynić
wspólne posiłki, gdyż był to jedyny moment, kiedy mogłam działać
całkowicie niezależnie, bowiem goście zasiadający w niewielkim
refektarzu przy wspólnym stole pozbawieni byli towarzystwa mniszek
spożywających w tym czasie osobny posiłek - w ciszy klauzury.
W
refektarzu dla gości nie obowiązywała cisza, więc posiłki
wypełnione były rozmowami, czasami bardzo budującymi, a czasami
niestety bardzo bulwersującymi, których uczestnikami były
najczęściej osoby wcześniej nie znające się między sobą.
Starałam się więc, żeby każdy gość był zauważony i żeby ci
nieznajomi wcześniej ludzie czuli się ze sobą nawzajem dobrze.
Wzajemna życzliwość, której przykład starałam się przede
wszystkim sama dawać i dawać innym do zrozumienia, że oczekuję
tego również od nich, miała wypływać nie tyle z zasad bon-tonu,
co przede wszystkim miała czerpać z odniesień religijnych.
Chodziło o to, żeby serdeczność zawiązanej na ten czas wspólnoty
stołu wynikała ze wspólnoty wiary - żeby ludzie ci otworzyli
się na savoir-vivre ewangeliczny.
PRASAKRAMENT
Ewangeliczny
savoir-vivre, to nic innego jak ewangeliczne
wezwanie do wzajemnej życzliwości i łagodności, przygarniania się
wzajemnego i wzajemnego usługiwania sobie, które człowieka
wierzącego obowiązuje w każdej sytuacji, czyli również w
sytuacji wspólnego posiłku i w stosunku do każdego tej wspólnoty
uczestnika. Jeśli bowiem każdy z zasiadających z nami do posiłku
będzie czuł się dobrze, tak samo dobrze przy naszym stole będzie
czuł się Bóg, który zechciał uczynić posiłek rodzajem
prasakramentu [1]. I
być może kiedyś każdy z nas na tyle będzie potrafił kosztować
przysmaków uczty niebiańskiej, na ile teraz nauczył się przeżywać
w miłości ziemskie doświadczenie wspólnoty
stołu.
Kiedy
we wspomnianym klasztorze powiedziałam jednemu z odwiedzających go
księży o swoich refleksjach, przyznał mi rację, zauważając, że
tak trudno jest obecnie przygotowywać dzieci do inicjacji
eucharystycznej, czyli do pierwszego pełnego udziału w pamiątce
Ostatniej Wieczerzy, czyli jeszcze inaczej do udziału w Pierwszej
Komunii, ponieważ współczesne dzieci w większości przypadków
nie czują, nie rozumieją, sensu celebrowania wspólnego posiłku,
który Bóg zechciał podnieść – jako znak - do rangi
sakramentu.
Udział
w Uczcie Pańskiej, jaką jest każda Msza Święta, stanowi również
antycypację Uczty Niebiańskiej, do udziału w której jesteśmy
zaproszeni. Sam Bóg przygotuje wtedy dla nas Ucztę, sam się
przepasze i sam będzie nam usługiwał (por. Łk 12, 37).
Skierowanie przed ziemskim posiłkiem myśli do Boga - z
podziękowaniem za pokarm na stole i za obecność bliźnich przy
stole - może sprowadzić na obecnych coś z przyszłej niebiańskiej
błogości. Ziemia i niebo bowiem nie aż tak daleko są od siebie.
ZAPOMNIANA
MODLITWA
Przypomniało
mi się to wszystko i pomyślało mi się to wszystko, kiedy
wspomniałam naszą - Kasi Wichrowskiej i moją - ostatnią wspólną
niedzielę tego lata. Oczywiście pamiętam różnorodne smaki, które
nasze wspólne wakacje wypełniały, ale smak tamtej niedzielnej
uczty był szczególny i zawierał w sobie wszystkie smaki pozostałe.
Przed
pożegnalnym obiadem w krakowskiej restauracji „U Babci Maliny”
(Kasia z rodziną zostawała jeszcze na południu, a ja wieczorem
wracałam już na północ) udałyśmy się zgodnie na Mszę Świętą
u krakowskich Dominikanów, która cała wypełniona była motywami
jedzenia, posiłków, biesiadowania. Właśnie takie kulinarne
czytania przypadały
na ten dzień, do nich też nawiązywały słowa homilii.
Na
przystawkę otrzymałyśmy - w pierwszym czytaniu -
starotestamentalny cymes: Mądrość zbudowała sobie dom i
wyciosała siedem kolumn, nabiła zwierząt, namieszała wina i stół
zastawiła. Służące wysłała, by wołały z wyżynnych miejsc
miasta: Prostaczek niech do mnie tu przyjdzie. Do tego, komu brak
mądrości, mówiła: Chodźcie, nasyćcie się moim chlebem, pijcie
wino, które zmieszałam. Odrzućcie głupotę i żyjcie, chodźcie
drogą rozwagi! (Prz 9,1-6). Kolejną przekąskę stanowił Psalm
34 z dodatkiem smakowitej antyfony: Wszyscy, zobaczcie, jak
nasz Pan jest dobry! Potem podano niebiański napój: A nie
upijajcie się winem, bo to jest [przyczyną] rozwiązłości, ale
napełniajcie się Duchem, przemawiając do siebie wzajemnie w
psalmach i hymnach, i pieśniach pełnych ducha, śpiewając i
wysławiając Pana w waszych sercach. (Ef 5,18-19). Całość zaś
zwieńczało danie główne: Jezus powiedział do tłumów: Ja
jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa
ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje
ciało za życie świata. (J 6,51).
Jakby
tego było jeszcze mało, przy wyjściu z kościoła czekał na nas
deser - i to jaki! Na straganiku z publikacjami religijnymi
znalazłyśmy numer miesięcznika
LIST poświęcony w całości – jedzeniu! „Jedzenie -
zapomniana modlitwa” - tak brzmiało hasło przewodnie specjalnego
wydania czasopisma, które każda z nas łapczywie nabyła.
AMEN
Tak,
z Kasią świetnie się je i świetnie się modli. Kasia lubi
smacznie gotować i lubi smacznie konsumować. Jest ona również
dobrym przykładem na to, że docenianie dobrego jedzenia jest
koniecznym warunkiem dobrego poszczenia. Jaki bowiem sens miałoby
postne wyrzekanie się wyszukanego jadła i napoju, gdybyśmy
odmawiali sobie tego, czego i tak nie lubimy? Moja przyjaciółka
umie nie tylko dobrze gotować i dobrze jeść, ale również dobrze
pościć, czyniąc ze swych dość częstych postów miłą Bogu –
modlitwę.
Z
kolei jedna z córek Kasi, ta starsza, dziesięcioletnia, podczas
naszych tegorocznych wakacyjnych wojaży w sposób widoczny
zdystansowała się od pokarmu dzieci: słodkich naleśników i
różnych spaghetti. Po raz pierwszy zechciała spróbować potraw
dorosłych, na przykład wątróbki z cebulką: drobiowej z talerza
Kasi, a wieprzowej z mojego. Zasadniczo cały czas podbierała coś z
talerza swojej Mamy – jak nigdy przedtem. A następnie któregoś
razu zamówiła dla siebie całą porcję dość ostro przyprawionej
wołowiny w jarzynach – i zjadła ją ze smakiem. - „Jam pokarm
dorosłych, dorośnij, a będziesz mnie pożywał” - takie słowa
Jezus skierował kiedyś do św. Augustyna. W życiu duchowym,
podobnie jak w biologicznym, wszystko ma swój czas. Jest dorosłość
biologiczna - i jest dorosłość duchowa.
Tak,
tak. Mądrość tego lata stół zastawiła prawdziwie – i uczyniła
to nad wyraz obficie.
Amen.
[1]
Spożywanie posiłku uważane jest przez antropologów za
prasakrament. Prasakramentami („sakramentami stworzenia”) nazywa
się najważniejsze w życiu człowieka wydarzenia, dotykające
równocześnie sfery biologicznej i duchowej. Należą do nich:
narodziny, śmierć, spożywanie posiłku (wspólnota stołu) i
zjednoczenie płciowe (wspólnota łoża). Por.: Kardynał Joseph
Ratzinger, Sakrament i misterium. Teologia liturgii, Wydawnictwo AA,
2011.
.