13 września 2012

Mądrość stół zastawiła


Kasia oblepiona Pannami Wichrowskimi oraz Alicja obłapiająca obiektyw.
Szukamy miejsca, gdzie można coś zjeść.
Kraków, lato 2012

  
Kończące się lato – zgodnie z przedwakacyjną zapowiedzią - wypełnione było kulinariami, w tym pamiętnymi zupami, które spożywałam we wspólnocie stołu z Katarzyną Wichrowską i jej najbliższymi. Był więc między innymi rosół z koguta-erotomana, po konsumpcji którego nie wiadomo, czy paniom nie zaczną rosnąć wąsy. A dalej już bardziej konwencjonalnie: wyśmienity zdaniem Kasi chłodnik i doskonała zupa kurkowa serwowane w pewnym barze w moim mieście. Następnie: rewelacyjna moim zdaniem zupa paprykowa autorstwa Kasi, która była również autorką wspomnianego wyżej koguciego rosołu, a także wielu innych znamienitych dań (na przykład z wiejskich kur podanych na cztery sposoby), które miałam okazję spróbować w domu Państwa Wichrowskich. Były też rodzinne wspomnienia o niezapomnianej zupie gulaszowej, którą potrafi przygotować pan domu, ale której spożyć jeszcze nie było mi dane.
 

WSPÓLNOTA STOŁU
 
Wspólnota stołu – kiedy o niej myślę, nie mogę nie cofnąć się we wspomnieniach o dziesięć czy dwanaście lat wstecz, kiedy los, który na pewien czas związał moje życie dość blisko z życiem pewnego kontemplacyjnego klasztoru, sprawił, że zostałam zmuszona przez okoliczności do przemedytowania istoty i głębi takiej wspólnoty. Przełożona tamtego opactwa zwróciła się bowiem do mnie z prośbą, żebym podczas swoich krótszych i dłuższych pobytów w tym klasztorze zajęła się przybywającymi doń i przebywającymi weń – innymi gośćmi.
 
Propozycja Matki X wynikała pewnie z faktu, że znała mnie dość dobrze, że uważała mnie za osobę nie tylko pobożną, ale i poważną, oraz na tyle odpowiedzialną, że nie przyniosę opactwu ujmy, a wręcz odwrotnie, przydam mu duchowej treści. Miała być to opieka nieformalna, stanowiąca dyskretne uzupełnienie zwykłej opieki nad gośćmi ze strony specjalnie do tego wyznaczonych mniszek, jak również samej przełożonej.
 
Ponieważ Matka X nie wydała mi żadnych szczegółowych dyspozycji w jaki sposób mam zajmować się gośćmi, postanowiłam polem swego szczególnego - powiedziałabym formacyjnego - oddziaływania uczynić wspólne posiłki, gdyż był to jedyny moment, kiedy mogłam działać całkowicie niezależnie, bowiem goście zasiadający w niewielkim refektarzu przy wspólnym stole pozbawieni byli towarzystwa mniszek spożywających w tym czasie osobny posiłek - w ciszy klauzury.
 
W refektarzu dla gości nie obowiązywała cisza, więc posiłki wypełnione były rozmowami, czasami bardzo budującymi, a czasami niestety bardzo bulwersującymi, których uczestnikami były najczęściej osoby wcześniej nie znające się między sobą. Starałam się więc, żeby każdy gość był zauważony i żeby ci nieznajomi wcześniej ludzie czuli się ze sobą nawzajem dobrze. Wzajemna życzliwość, której przykład starałam się przede wszystkim sama dawać i dawać innym do zrozumienia, że oczekuję tego również od nich, miała wypływać nie tyle z zasad bon-tonu, co przede wszystkim miała czerpać z odniesień religijnych. Chodziło o to, żeby serdeczność zawiązanej na ten czas wspólnoty stołu wynikała ze wspólnoty wiary - żeby ludzie ci otworzyli się na savoir-vivre ewangeliczny.
 

PRASAKRAMENT
 
Ewangeliczny savoir-vivre, to nic innego jak ewangeliczne wezwanie do wzajemnej życzliwości i łagodności, przygarniania się wzajemnego i wzajemnego usługiwania sobie, które człowieka wierzącego obowiązuje w każdej sytuacji, czyli również w sytuacji wspólnego posiłku i w stosunku do każdego tej wspólnoty uczestnika. Jeśli bowiem każdy z zasiadających z nami do posiłku będzie czuł się dobrze, tak samo dobrze przy naszym stole będzie czuł się Bóg, który zechciał uczynić posiłek rodzajem prasakramentu [1]. I być może kiedyś każdy z nas na tyle będzie potrafił kosztować przysmaków uczty niebiańskiej, na ile teraz nauczył się przeżywać w miłości ziemskie doświadczenie wspólnoty stołu.
 
Kiedy we wspomnianym klasztorze powiedziałam jednemu z odwiedzających go księży o swoich refleksjach, przyznał mi rację, zauważając, że tak trudno jest obecnie przygotowywać dzieci do inicjacji eucharystycznej, czyli do pierwszego pełnego udziału w pamiątce Ostatniej Wieczerzy, czyli jeszcze inaczej do udziału w Pierwszej Komunii, ponieważ współczesne dzieci w większości przypadków nie czują, nie rozumieją, sensu celebrowania wspólnego posiłku, który Bóg zechciał podnieść – jako znak - do rangi sakramentu.
 
Udział w Uczcie Pańskiej, jaką jest każda Msza Święta, stanowi również antycypację Uczty Niebiańskiej, do udziału w której jesteśmy zaproszeni. Sam Bóg przygotuje wtedy dla nas Ucztę, sam się przepasze i sam będzie nam usługiwał (por. Łk 12, 37). Skierowanie przed ziemskim posiłkiem myśli do Boga - z podziękowaniem za pokarm na stole i za obecność bliźnich przy stole - może sprowadzić na obecnych coś z przyszłej niebiańskiej błogości. Ziemia i niebo bowiem nie aż tak daleko są od siebie.
 

ZAPOMNIANA MODLITWA
 
Przypomniało mi się to wszystko i pomyślało mi się to wszystko, kiedy wspomniałam naszą - Kasi Wichrowskiej i moją - ostatnią wspólną niedzielę tego lata. Oczywiście pamiętam różnorodne smaki, które nasze wspólne wakacje wypełniały, ale smak tamtej niedzielnej uczty był szczególny i zawierał w sobie wszystkie smaki pozostałe.
 
Przed pożegnalnym obiadem w krakowskiej restauracji „U Babci Maliny” (Kasia z rodziną zostawała jeszcze na południu, a ja wieczorem wracałam już na północ) udałyśmy się zgodnie na Mszę Świętą u krakowskich Dominikanów, która cała wypełniona była motywami jedzenia, posiłków, biesiadowania. Właśnie takie kulinarne czytania przypadały na ten dzień, do nich też nawiązywały słowa homilii.
 
Na przystawkę otrzymałyśmy - w pierwszym czytaniu - starotestamentalny cymes: Mądrość zbudowała sobie dom i wyciosała siedem kolumn, nabiła zwierząt, namieszała wina i stół zastawiła. Służące wysłała, by wołały z wyżynnych miejsc miasta: Prostaczek niech do mnie tu przyjdzie. Do tego, komu brak mądrości, mówiła: Chodźcie, nasyćcie się moim chlebem, pijcie wino, które zmieszałam. Odrzućcie głupotę i żyjcie, chodźcie drogą rozwagi! (Prz 9,1-6). Kolejną przekąskę stanowił Psalm 34 z dodatkiem smakowitej antyfony: Wszyscy, zobaczcie, jak nasz Pan jest dobry! Potem podano niebiański napój: A nie upijajcie się winem, bo to jest [przyczyną] rozwiązłości, ale napełniajcie się Duchem, przemawiając do siebie wzajemnie w psalmach i hymnach, i pieśniach pełnych ducha, śpiewając i wysławiając Pana w waszych sercach. (Ef 5,18-19). Całość zaś zwieńczało danie główne: Jezus powiedział do tłumów: Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata. (J 6,51).
 
Jakby tego było jeszcze mało, przy wyjściu z kościoła czekał na nas deser - i to jaki! Na straganiku z publikacjami religijnymi znalazłyśmy numer miesięcznika LIST poświęcony w całości – jedzeniu! „Jedzenie - zapomniana modlitwa” - tak brzmiało hasło przewodnie specjalnego wydania czasopisma, które każda z nas łapczywie nabyła.
 

AMEN
 
Tak, z Kasią świetnie się je i świetnie się modli. Kasia lubi smacznie gotować i lubi smacznie konsumować. Jest ona również dobrym przykładem na to, że docenianie dobrego jedzenia jest koniecznym warunkiem dobrego poszczenia. Jaki bowiem sens miałoby postne wyrzekanie się wyszukanego jadła i napoju, gdybyśmy odmawiali sobie tego, czego i tak nie lubimy? Moja przyjaciółka umie nie tylko dobrze gotować i dobrze jeść, ale również dobrze pościć, czyniąc ze swych dość częstych postów miłą Bogu – modlitwę.
 
Z kolei jedna z córek Kasi, ta starsza, dziesięcioletnia, podczas naszych tegorocznych wakacyjnych wojaży w sposób widoczny zdystansowała się od pokarmu dzieci: słodkich naleśników i różnych spaghetti. Po raz pierwszy zechciała spróbować potraw dorosłych, na przykład wątróbki z cebulką: drobiowej z talerza Kasi, a wieprzowej z mojego. Zasadniczo cały czas podbierała coś z talerza swojej Mamy – jak nigdy przedtem. A następnie któregoś razu zamówiła dla siebie całą porcję dość ostro przyprawionej wołowiny w jarzynach – i zjadła ją ze smakiem. - „Jam pokarm dorosłych, dorośnij, a będziesz mnie pożywał” - takie słowa Jezus skierował kiedyś do św. Augustyna. W życiu duchowym, podobnie jak w biologicznym, wszystko ma swój czas. Jest dorosłość biologiczna - i jest dorosłość duchowa.
 
Tak, tak. Mądrość tego lata stół zastawiła prawdziwie – i uczyniła to nad wyraz obficie.
 
Amen.
 
 
 
[1] Spożywanie posiłku uważane jest przez antropologów za prasakrament. Prasakramentami („sakramentami stworzenia”) nazywa się najważniejsze w życiu człowieka wydarzenia, dotykające równocześnie sfery biologicznej i duchowej. Należą do nich: narodziny, śmierć, spożywanie posiłku (wspólnota stołu) i zjednoczenie płciowe (wspólnota łoża). Por.: Kardynał Joseph Ratzinger, Sakrament i misterium. Teologia liturgii, Wydawnictwo AA, 2011. 


.