10 czerwca 2013

Ludzie w drodze

Młodsza Panna Wichrowska nadal próbuje na swój pięcio-i-pół-letni sposób zdefiniować moją obecność w jej życiu. Kiedy ostatnim razem bawiłam przez kilka dni w domu Pani i Pana Wichrowskich, dane mi było skorzystać z serdecznej gościnności ich młodszej córki, która oddała do mojego użytku swój pokój, stawiając jednak warunek, że posunę się, kiedy będzie chciała w czasie mojego pobytu skorzystać ze swego łóżka.
 
Poczynione zastrzeżenie potraktowałam jako podkreślenie jej prawa do swojego terytorium. Pan Wichrowski przedstawił jednak inną interpretację gestu swego bardzo rezolutnego i niezależnego dziecka, które dwie kolejne noce przespało u mego boku. Stwierdził, że córka w ten sposób wysłała rodzinie sygnał, iż traktuje mnie jako kogoś więcej niż przypadkowego gościa.
 
W świetle świadomego nazwania mnie przez dziewczynkę babcią (- Alicja, czy możesz być moją babcią?), wypada mi przyznać rację Panu Wichrowskiemu. Pannie Wichrowskiej zaś wyjaśniłam, że obok znanej instytucji tak zwanej przyszywanej babci (- A co to jest, ta szyta babcia?), możemy pomyśleć o innej formule, i że mogę być jej babcią – duchową! Na zdziwienie dziecka (- Ale ty przecież jeszcze nie umarłaś!) wyjaśniłam, że będę jej babcią duchową w innym sensie: modląc się bardzo gorąco o Boże błogosławieństwo dla niej, co już zresztą od dawna czynię. Ciekawe, którą wersję Panna Wichrowska przyjmie - i na jak długo.
 
 
*
 
 
Wejście w jak najbardziej realne życie czyjejś rodziny przez osobę znaną przede wszystkim z internetu, z wirtualnej lektury jej życia opisanego na takim blogu jak mój, musi być ciekawym doświadczeniem, szczególnie jeśli staje się ono udziałem osób tak powściągliwych (może z natury, a może w wyniku życiowych doświadczeń) jak Pani i Pan Wichrowscy. Zarysowany problem chciałabym uczynić jednym z tematów zapowiadanego wywiadu z mężem „mojej przyjaciółki z internetu”, na który Pan Wichrowski - ku mojej radości - wyraził zgodę. Do rozmowy zasiądziemy pewnie latem, w jakiejś wolniejszej chwili, być może twarzą-w-twarz, a może jedynie komputerem-w-komputer, zależnie od tego jak czas pozwoli.
 
Ciekawa jestem opinii Pana Wichrowskiego również na temat sposobu, w jaki opisuję jego najbliższych w swoich notkach z cyklu ramię w ramię. Cieszę się, że powściągliwy mąż mojej powściągliwej przyjaciółki nie postawił dotychczas tamy naturalnym dla mnie wylewnym wynurzeniom na temat jego rodziny.
 
Spotkanie i dialog pomiędzy społeczną i osobistą wylewnością oraz społeczną i osobistą powściągliwością jest również ciekawym doświadczeniem. Być może – moja przyjaciółka i ja – ubogacamy się nawzajem, być może uczymy się od siebie nawzajem: ja od Kasi powściągliwości, a Kasia ode mnie wylewności? Spostrzegam również, iż bliskość Kasi oraz jej najbliższych umacnia mnie - w sposób praktyczny - na drodze dobra.
 
 
*
 
 
Zastanawiające, że spiritus movens kontaktów w świecie realnym jest powściągliwa Kasia, a nie wylewna Alicja. Kasia realnie zaprzyjaźniła się z „Zasznurowaną”, Kasia wymieniła realne numery telefonów z Ewą Filipczuk, o realnym wyciągnięciu mnie z mojego samotnego agorafobicznego grobu nie wspominając. Swoją rolę moja przyjaciółka określa mianem spoiwa łączącego ludzi.
 
Dzięki Kasi rok temu realnie poznałam Z. - to znaczy „Zasznurowaną” - która w rzeczywistości nosi imię zaczynające się od całkiem innej litery, o wiele cieplejsze od blogowego pseudonimu. W mądrej, aktywnej, dowcipnej i atrakcyjnej młodej kobiecie w ogóle trudno byłoby dostrzec skrzywdzone - „zasznurowane” - dziecko, które opisuje na swoim blogu.
 
Córeczki Państwa Wichrowskich szybko weszły w świat Z., o której osobiście lubię myśleć jako o nieco młodszej siostrze Kasi, która z kolei realną relację obu pań określa mianem trochę innego pokrewieństwa, a mianowicie - braterstwem broni w życiowych bojach. Czy Panny Wichrowskie widzą w Z. przyszywaną krewną, na przykład ciocię? Wydaje mi się, że traktują Z. raczej jak starszą koleżankę, z którą można pobawić się, a nawet poszaleć (Młodsza z Panien Wichrowskich), lub porozmawiać (Starsza Panna Wichrowska) na tematy ważne dla dorastającej nastolatki.
 
 
*
 
 
Czy któregoś dnia spotkamy się podobnie rodzinnie z Ewą Filipczuk? Na przykład zatrzymując się w Łodzi przejazdem - całą ferajną - w drodze w góry? Nie wiem, ale nie wykluczam. Czuję natomiast, że podczas kolejnej dwuosobowej - Kasi i mojej - majówki, jeśli ponownie pisane nam będzie jechać w kierunku Łodzi, porwiemy gdzieś Ewę.
 
W tym roku Ewa zechciała zaprosić nas na kawę do swego domu, a my chętnie przyjęłyśmy zaproszenie do jej świata. Kawa stała się pretekstem i tłem tego, co było najważniejsze: długiej rozmowy. Kiedy po rozstaniu z Ewą ruszyłyśmy w dalszą drogę, długo jechałyśmy w dwóch osobnych milczeniach, przeżywając w ciszy treść tamtego spotkania.
 
Świat Ewy, klimat jej mieszkania. Życie i twórczość, przenikające się nawzajem. Ewa opowiadała nam o swoim życiu, również o sprawach trudnych, których odbicie można odnaleźć w niektórych jej wierszach. Świadomie powściągliwa w sposobie reagowania na swoim blogu, w świecie realnym rozmawiała z nami bardzo otwarcie: twarzą-w-twarz, bez cienia pozy, natomiast z dużym poczuciem zarówno realizmu, jak również humoru. Nienazwane szczegóły tego spotkania, podobnie jak pozostałych spotkań w drodze, a także pamięci o AgnieszceZet, która obiecała pamiętać, niosę zamknięte w swoim sercu. Moja towarzyszka podróży - jak sądzę - również.
 
 
 
ZNAK
 
Czekasz na znak
Daję ci znak
Jestem znakiem
Łatwym do odczytania
Przezroczystym
Łza to łza
Płomień nie płonie
Dłoń jest zamknięta
Ścieżka kończy się
Urwiskiem
 
 
Ewa Filipczuk, wiersz z podarowanego tomiku Sieć, 2003

.