12 września 2013

Pan Wichrowski

Ręka w rękę - Pan Wichrowski z córkami,
w obiektywie Pani Wichrowskiej


Jego myśli nie są naszymi myślami, a jego drogi nie są naszymi drogami. Mąż mojej przyjaciółki - poznanej przez internet, poznanej właśnie tutaj, na tym skraweczku globalnej komputerowej sieci - myślami przebywa daleko od mojego bloga, a jego internetowe drogi wiodą przede wszystkim na jego własny, świetnie prowadzony, specjalistyczny blog oraz na podobne profesjonalne strony. Nie był więc Pan Wichrowski w stanie odpowiedzieć na jedno z pierwszych pytań w ramach wywiadu, który swego czasu zapowiedziałam na blogu, a mianowicie jak internetowy wizerunek piszącej te słowa ma się do wizerunku realnej osoby, która trzy lata temu pojawiła się w jego rzeczywistym świecie.
 
*
 
Do zapowiadanej rozmowy zasiedliśmy - twarzą w twarz – pewnego sierpniowego poranka, miesiąc temu, na dzień lub dwa przed moim wyjazdem z gościnnego domu Państwa Wichrowskich, tuż po śniadaniu dorosłych, korzystając z nielicznych chwil ciszy i spokoju, zanim z wakacyjnego długiego spania wybudzą się bardzo żywotne i absorbujące Panny Wichrowskie. Mój rozmówca co prawda nie zbudował domu, na którego przestronnym tarasie toczyła się rozmowa, ale wytypował ten właśnie dom do zakupienia. Położony w pięknej wypoczynkowej okolicy, obszerny i funkcjonalny, chociaż ciągle wymagający dalszych nakładów remontowych, latem służy gościną bliższym i dalszym znajomym rodziny.
 
Rozmowa w promieniach wschodzącego słońca, na progu kolejnego upalnego dnia, przypomniała mi obraz, który powstał w mojej głowie kilka lat temu, gdy po raz pierwszy trafiłam na pewien niedawno założony tutaj blog. Było to w czasach, kiedy prawie każdy salonowy blog należał do kategorii blogów niedawno założonych. Czytając zamieszczane na nim teksty, oczami wyobraźni widziałam ich autora: białego mężczyznę, zaszytego w czarnym buszu, w domku z desek, z werandą, na której przesiadując zapisuje na kartce papieru swoje niespieszne myśli.
 
W ówczesnych tekstach Pana Wichrowskiego, bo jak niedawno okazało się, ich twórcą był mąż mojej późniejszej „przyjaciółki z internetu”, zamieszkujący przez całe dotychczasowe życie wyłącznie w Polsce, było coś, co sprawiało, że autor tych tekstów wydawał się mieć socjalizujące poglądy, a co stało w niejakiej sprzeczności z innym wrażeniem, które we mnie wywoływały, a mianowicie, że jest on typem białego osadnika na tropikalnych obszarach, kolonizatorem od lat na dobre zadomowionym w świecie zwanym trzecim.
 
*
 
Pan Wichrowski jakiś czas temu zlikwidował blog prowadzony w salonie24.pl, nie jestem więc w stanie odtworzyć, co takiego w jego teksach tak bardzo pobudzało moją wyobraźnię. Zupełnie nie wiem, skąd w moich wyobrażeniach pojawił się biały osadnik z polskim rodowodem. Przypuszczam, że mąż mojej przyjaciółki pisał o problemach tamtych egzotycznych krajów niejako od środka, tak jakby patrzył na nie z tamtej werandy ukrytej w buszu. Natomiast przekonanie o jego socjalizujących poglądach mogło wypływać ze sposobu, w jaki przedstawiał zagadnienia tamtego świata, a który pewnie wyrastał z naturalnej prawości charakteru, którą tak bardzo w swoim mężu ceni moja przyjaciółka.
 
Powiązana z prawością prawdomówność bohatera mojej notki, stanowiąca kolejną zaletę, na którą wskazuje jego żona, prawdopodobnie sprawiła, że w odpowiedzi na moje wcześniejsze pytanie oznajmił wprost, bez grzecznościowych uników, że nie czytał i nie czyta ani mojego bloga, ani blogów takich jak mój – kameralnych, kobiecych. Wyjątkiem są notki z serii ramię w ramię, w których piszę o jego rodzinie, a które podsuwa mu do przeczytania żona. Zdaniem Pana Wichrowskiego moje teksty pisane są w sposób na tyle delikatny i ogólny, że nie zgłasza do nich zastrzeżeń. Nie zawierają również żadnych spostrzeżeń dotyczących charakteru jego dzieci, które byłyby dla niego nowością. Mój rozmówca nie wspomniał natomiast o moim sposobie widzenia i przedstawiania osoby Pani Wichrowskiej. Zastanawiam się – dlaczego?
 
*
 
Rzeczowemu charakterowi Pana Wichrowskiego przestał odpowiadać klimat tutejszego portalu, który jeszcze kilka lat wcześniej wydawał się ciekawą alternatywą dla publicystyki określanej mianem mainstreamowej. Tak było na początku 2007, kiedy - poprzez nazwisko Igora Janke - Pan Wichrowski odczuwający głód rzetelnej publicystyki trafił do salonu24.pl. Trzy lata później, kiedy smoleńska katastrofa - za sprawą rozbuchanych emocji oraz załamania publicznego zaufania - zaczęła znacząco zmieniać klimat tego miejsca, Pan Wichrowski zaczął sukcesywnie ograniczać swoją salonową aktywność, zarówno jako piszący, jak również komentujący.
 
Kiedyś, na początku, przyprowadził tutaj swojego przyjaciela, który nadal pozostaje jednym z bardziej aktywnych blogerów. O sobie natomiast Pan Wichrowski mówi: „Odkryłem w sobie brak pasji politycznej, a moje zainteresowania przesunęły się od socjologii ku psychologii. Kiedy byłem uczniem liceum, w czasie stanu wojennego, byłem po stronie tych, którzy dążyli do uwolnienia sfery prywatnej od polityki. Polityka jest bowiem ułudą wciągającą w świat abstrakcji. Prowadzenie mojego prywatnego specjalistycznego bloga, pod własnym imieniem i nazwiskiem, nie tylko stanowi publiczną wizytówkę zawodowej kompetencji i odpowiedzialności, nie tylko wymusza traktowanie innych z szacunkiem i respektowanie norm, ale – daje smak prawdziwego istnienia!”
 
Pan Wichrowski, którego odrzuca toksyczny klimat salonu24.pl w jego obecnej postaci („Nie wchodzę w klimaty  hejterskie.”), nie chce brać udziału w internetowej grze, w jaką z wolna przemienia się to miejsce, stając się jego zdaniem podobnym do erotycznych czatów, na których można napisać cokolwiek, bez odpowiedzialności za słowa oraz bez możliwości tych słów weryfikacji. Coraz mniej tutaj poważnych analiz, coraz trudniej znaleźć coś ciekawego do czytania. Z dawniejszych salonowych czasów wspomina Pan Wichrowski blog Pawła Krawczyka, jako jeden z blogów bardzo specjalistycznych, do których lektury trzeba było być merytorycznie przygotowanym. Natomiast na drugim biegunie, który określa mianem ezoterycznego, stawia ciekawe, lecz zbyt spekulatywne blogi Rolexa i Toyaha. Natomiast po roku 2010 próby przykładania przez różnych blogerów własnej specjalistycznej wiedzy do tego, co bywa nazywane blogerskim śledztwem w sprawie smoleńskiej katastrofy, wyraźnie podzieliło blogerów, pomimo koncyliacyjnych działań 1Maud, i zaciążyło nad klimatem tego miejsca.
 
*
 
Salon24.pl jest malutką niszą w internecie, natomiast wielu piszących tutaj wyobraża sobie nie wiadomo co.” - konkluduje Pan Wichrowski, a ja patrzę na szczyt górującego nad tarasem modrzewia i na potężne bocianie gniazdo na szczycie. W tym roku para bocianów zaprzyjaźnionych z domem Państwa Wichrowskich dochowała się pięciorga bocianków, które z góry przysłuchują się naszej rozmowie.
 
Oto sierpień osiągnął pełnię, bocianięta wyrosły, czas się żegnać. Ja niebawem odfrunę stąd na północ, one natomiast na południe, do ciepłych krajów, do miejsca, gdzie dawno temu, na tamtej werandzie, po raz pierwszy zobaczyłam męża mojej przyszłej przyjaciółki.
 
Kończę rozmowę z Panem Wichrowskim twarzą w twarz i uświadamiam sobie, że dotychczas nie miałam okazji wesprzeć się na jego - ramieniu. Impresje, które we mnie wywołała, zamieszczę jednak właśnie w cyklu ramię w ramię, poświęconemu jego żonie, a mojej przyjaciółce – z internetu. Bo czemu nie?

.