31 maja 2013

Skosztujcie i zobaczcie!

Jestem zbyt leniwa, żeby sprawdzić, czy poniższe obserwacje mają pokrycie w faktach w skali szerszej niż moje życie. Jednak z własnego doświadczenia i na własny użytek lubię myśleć i mówić, że niebo jest łaskawe dla procesji w Uroczystość Ciała i Krwi Pańskiej, tradycyjnie nazywanej Bożym Ciałem. Jak daleko sięgam pamięcią, procesje, w których uczestniczyłam, odbywały się zawsze przy dobrej pogodzie. Nawet jeśli dzień Bożego Ciała był deszczowy, na czas samej procesji deszcz zawieszał lub ograniczał swoją aktywność. Zawsze widziałam w tym znak aktywnej Bożej obecności w świecie, w przyrodzie, w naszego świata cielesności.
 
*
 
Pan Bóg wyraźnie pobłogosławił - dobrą pogodą i pomyślną drogą - naszej tegorocznej majowej wyprawie. Wielkopolskę i jej stolicę przemierzałyśmy (pierwszą – samochodem; drugą - spacerem) w słońcu. Otaczała nas uroda świata - przemyślane piękno krainy, o którą dbają ludzie praktyczni. Poznań robi bardzo dobre wrażenie. Jedna z nas była w tym mieście dopiero po raz drugi w życiu, a druga z nas bywała w nim - w dawnych czasach - nie jeden raz. Można powiedzieć, że - w porównaniu z dawnymi czasami - Poznań zmienił się nie do poznania. Wyładniał.
 
Zgodnie z planem, do stolicy Wielkopolski wjeżdżałyśmy od strony Warszawy i Łodzi drogami położonymi na południowy zachód od autostrady A2, natomiast z Poznania wyjeżdżałyśmy w kierunku odwrotnym drogami położonymi na północny wschód od autostrady A2. Nasz zachwyt ziemią wielkopolską odnosi się właściwie do pierwszego etapu naszej podróży – do okolic Kalisza, Pleszewa, Jarocina, Kórnika i Rogalina.
 
Droga powrotna - przez Wrześnię, Konin, Koło, Łęczycę i Łowicz - nie dość, że upływała przy chmurnym niebie, nie dość, że wiodła przez krajobrazy wrogie i ponure, to jeszcze na odcinku płatnym okazała się - z niezrozumiałych dla mnie powodów - znacznie kosztowniejsza od drogi w kierunku przeciwnym. Ogólnie rzecz ujmując, Kasia i ja zgodnie pragnęłyśmy jak najszybciej opuścić budzące lęk, martwe i nieprzyjazne okolice Konina czy Koła, do których demoniczności być może przyczynił się/przyczynia się diabeł Boruta, pamięć o którym w należącej do tego regionu Łęczycy pielęgnowana pozostaje do dziś. A może jest odwrotnie? Może to mroczni mieszkańcy mrocznych okolic emanują diabolicznością?
 
Zastanawiająca była wspomniana drastyczna zmiana krajobrazu i klimatu ziemi wielkopolskiej w części, przez którą wracałyśmy z Poznania. Podobnie mroczne odczucia budził we mnie niegdysiejszy pobyt w pewnej części dawnych Prus, który swego czasu próbowałam odmalować w tekście „Taki pejzaż”.
 
*
 
Powyższe krótkie sprawozdanie piszę przepełniona świeżymi wspomnieniami dziesięciu pięknych dni spędzonych ramię w ramię z Kasią Wichrowską, których wewnętrznej jasności nie zaćmiły doświadczane mroczne epizody. Być może wspomniane ponure pejzaże, być może pochmurny chłód, którym raczyło nas przez kilka ostatnich dni Mazowsze, być może ulewy, przez które Kasia odwoziła mnie na północ do mojego pomorskiego domu, pełniły rolę punctus contra punctum, którego mroczność podkreślała obecność słonecznego światła w spotkaniach, które były naszym udziałem. Było więc spotkanie z miastem, które stanowiło główny cel tegorocznej wyprawy, oraz były ważne spotkania - w drodze - z ludźmi: z Ewą Filipczuk (po raz pierwszy i pewnie nie ostatni), z Zasznurowaną (nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni), a także z najbliższymi Kasi, jej mężem oraz córeczkami, a wcześniej z moimi poznańskimi bliskimi, u których zatrzymałyśmy się na parę dni. Ale o tym – napiszę pewnie innym razem. Może kiedyś wspomnę również o smakach, które towarzyszyły tej podróży? O nadwarciańskiej - ponoć najlepszej w Polsce - zupie? O słynnych poznańskich pyzach drożdżowych? Albo o kujawskich poszukiwaniach wspomnienia najlepszej w Polsce karkówki? A może o warszawskich gastronomicznych odkryciach Zasznurowanej?
 
Kilka godzin temu moja towarzyszka podróży szczęśliwie wróciła w objęcia rodziny. Ja od kilku godzin przemyśliwuję obecną notkę. Chociaż dziś jest Boże Ciało, żadna z nas nie wybrała się na procesję eucharystyczną, mimo że wbrew złym prognozom pogoda była - tradycyjnie? - sprzyjająca, zarówno w moim mieście, jak i tam, gdzie mieszka moja przyjaciółka. I tutaj, i tam, i podczas całego dnia, który Kasia spędziła w powrotnej podróży, było słonecznie i ciepło. Wczoraj dzisiejszą uroczystość świętowałyśmy w jednym w kościołów w moim mieście, podczas wieczornej mszy, w towarzystwie pierwszokomunijnych dzieci kończących obchody tak zwanego białego tygodnia. Dzisiaj, po porannym wyjeździe Kasi oraz Młodszej Panny Wichrowskiej,  towarzyszącej nam w drodze powrotnej do mojego miasta, pozostałam w domu, odpoczywając oraz rozmyślając o minionych dziesięciu wspólnych dniach. Obok komputera, na którym piszę te słowa, na kwadratowej brązowej podkładce stoi filiżanka, z której nie tak dawno wypiłam ponownie samotną popołudniową kawę. „Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan” - głosi wydrukowany na niej biblijny cytat, ozdobiony fotograficznym motywem kilku pełnych kłosów pszenicy. W domu Kasi, obok jej komputera, leży taka sama podkładka. Obie przyjechały do naszych domów jako pamiątki z właśnie zakończonej majowej wyprawy. Skosztujcie i zobaczcie – warto! 
 
 
Boże Ciało w innych moich notkach:
 


Katarzyna
Alicja
Młodsza  Panna Wichrowska
we współpracy fotograficznej z Alicją.
Maj 2013