Przez środek kraju przejeżdżałam
wielokrotnie, najczęściej autostopem, w czasach, kiedy autostopem
jeździłam. Niejeden raz słynne skrzyżowanie krajowych dróg nr 1 i nr 2
przemierzałam samotnie, gdyż działo się to w czasach, kiedy samotnie
przemierzać przestrzeń nie tylko mogłam, ale wręcz – lubiłam.
Obecnie północ z południem oraz zachód
ze wschodem łączą nowe autostrady, których liczbowe oznaczenia
nawiązują do dawnych oznaczeń głównych krajowych arterii, i których
fragmenty częściowo pokrywają się z fragmentami dawnych dróg, omijając
jednak komunikacyjny środek kraju, za który w nie tak dawnych czasach uważano leżące na starym skrzyżowaniu jedynki i dwójki Krośniewice, położone bardzo blisko geometrycznego środka Polski w jej obecnym kształcie.
Nigdy nie zatrzymałam się w tym
miasteczku na dłużej niż wymagało tego tkwienie w korku na słynnym
krośniewickim skrzyżowaniu, w oczekiwaniu na zmianę świateł. Dlatego
kiedy ponad dwa tygodnie temu w drodze z południa na północ śmigałyśmy –
Katarzyna Wichrowska
i ja – przez środek kraju samochodem mojej przyjaciółki, a drogowskazy
uporczywie kierowały nas na krośniewicką obwodnicę, w imię pamięci o
dawniejszych czasach poprosiłam Kasię o zignorowanie tego bypassu, na co
moja dużo młodsza towarzyszka, która nie miała okazji poznać dawnej
atmosfery słynnego skrzyżowania, ale która podobnie jak ja lubi
samochodowe włóczęgi, przystała od razu.
*
Krośniewicki ryneczek, rodzaj
kwadratowego ronda, które z czterech stron opasują dwie słynne drogi
łączące cztery strony świata, jest obecnie miejscem spokojnym i sennym.
Górująca nad nim jasna fasada kościoła zajmującego południową pierzeję,
poddawana była właśnie zabiegom remontowym. Na południowo-wschodnim rogu
placyku naszą uwagę przyciągnął z kolei niewielki budyneczek oznakowany
tablicami informującymi, że można tam skorzystać z wc i wifi.
W sklepach okalających rynek nie widać było ruchu,
na przystanku stała nieruchoma grupka oczekująca na autobus. Tutaj
postanowiłyśmy zasięgnąć języka, gdzie w Krośniewicach można zjeść dobry
zwykły obiad. Znudzony sprzedawca z pobliskiego sklepu ożywił się na
chwilę, kierując nas do jedynego - jak mówił - działającego lokalu
gastronomicznego, pizzerii położonej niedaleko centralnego placu, przy
krajowej drodze prowadzącej z północy na południe.
W
pustej pizzerii Kasię i mnie powitał załzawiony młody człowiek, którego
zapłakane oczy wskazywały, że pizzeria cieszy się powodzeniem, gdyż –
jak wyjaśnił – właśnie kroił dużą ilość cebuli. Jak na pizzerię
przystało, w ofercie znajdowała się dość szeroka gama włoskiego
specjału, oraz zaledwie parę dań kuchni polskiej, wśród nich tradycyjny
schabowy, który zamówiłam. Wobec skąpego wyboru zwykłych dań, Kasia,
która nie jest miłośniczką włoskiego placka, zdecydowała się jednak
zaryzykować zamówienie pizzy, i to pizzy nie byle jakiej, która w
intencji zamawiającej miała w sposób szczególny uświetnić nasz pobyt w
tym punkcie na mapie kraju. Wybór Kasi okazał się bardzo trafny zarówno
merytorycznie, jak kulinarnie. Pizza pod tytułem cztery strony świata była znakomita, o czym mogę osobiście zaświadczyć, zjadłszy parę jej kawałków na deser - po schabowym.
Przyjemnie
nasycone smakiem obiadu, gdyż schabowy i surówki były równie dobre,
ruszyłyśmy w dalszą drogę, nie wracając już do obwodnicy, tylko
zawierzając drodze, która pustymi bocznymi szlakami poprowadzi nas
prosto na północ przez piękne polskie pejzaże u progu jesieni, co po
opuszczeniu pizzerii wiązało się z koniecznością ponownego przejazdu
przez krośniewicki ryneczek, żegnający nas smakowitym kulinarnym
błogosławieństwem wypisanym na jasnym frontonie odnawianego kościoła: Jesteście solą ziemi!
.
Tytułowa pizza - fot. prowincjałka |
.