- A czy masz kogoś, kto ci jajka na
ten omlet przyniesie? I co wtedy, jak ten ktoś ma na przykład katar? -
To były pierwsze słowa, które skierowała do mnie poprzez wewnętrzną
pocztę na platformie blogowej o nazwie salon24.pl. w odpowiedzi na
wzmiankę o moim zwyczajowym omlecie spożywanym na niedzielne śniadanie.
Kiedy niedługo potem zadała mi kolejne krótkie pytanie, czy idąc do
szpitala mam kogoś, czyje nazwisko mogłabym podać przy rejestracji jako
osobę do ewentualnego powiadomienia w razie komplikacji, wiedziałam, że
na pewno czyta moje teksty, że na pewno robi to uważnie, i że na pewno
rozumie to, co czyta. Wiedziałam też, że w razie potrzeby gotowa jest mi
pomóc, chociaż jeszcze nie wiedziałam dlaczego tę gotowość sygnalizuje,
i nie wiedziałam również, czy ja będę chciała z tej pomocy skorzystać.
Potem wyjaśniła mi, że kiedy już do niej zagadnęłam, nie mogła koło mojej osoby przejść obojętnie.
Od tamtej wymiany korespondencji
minęło półtora roku, w czasie którego poznała część mojej rodziny i
została wpisana przeze mnie do scenariusza mojego pogrzebu. Do trumny
ustroją mnie pięknie - jak obiecały - moje dwie cioteczne siostrzenice,
mieszkające ponad sto kilometrów od mojego domu. Na skrzypcach pięknie
na moim pogrzebie zagra inna cioteczna siostrzenica, mieszkająca ponad
czterysta kilometrów od mojego domu. Natomiast przemowę pogrzebową - jak
zarządziłam - wygłosi rówieśniczka moich siostrzenic, która
zadeklarowała nie tyle mnie, co Opatrzności nad nami czuwającej,
współnieść – jeśli będzie taka konieczność – krzyż mojej samotnej
starości. Oto moja realna przyjaciółka z nierealnego internetu, jeden z
wielu wirtualnych ników: Katarzyna Wichrowska, zamieszkała pół tysiąca kilometrów od mojego domu.
Zanim jednak zostanę złożona do grobu,
Kasia (tak będę tutaj nazywać moją przyjaciółkę), zaplanowała dla mnie
szereg atrakcji polegających na zaludnianiu mojego samotnego domu swoją
rodziną oraz na wyprowadzaniu mnie, a może raczej na wywożeniu mnie, z domu mojej agorafobicznej niewoli
na rozległe przestrzenie naszego kraju. Kiedy spytałam, jak jej rodzina
przyjmie taką niespodziewaną adopcję mojej osoby, stwierdziła krótko: -
Będą musieli się posunąć. - Że nie jest to rzeczą łatwą, mogłam
przekonać się po reakcjach dwóch Panien Wichrowskich, którym nagle
zabrakło jednego matczynego ramienia. Po pewnym wstępnym zamieszaniu
wynikającym z faktu, że dziewczynkom w wieku lat czterech i dziewięciu
trudno było pewnie zrozumieć, dlaczego ogólnie zdrowa, jak by się
wydawało, dorosła osoba musi trzymać się czyjegoś ramienia jak małe
dziecko, Kasia odgórnie zarządziła, że w czasie wspólnych wędrówek przez
przestrzeń jej lewe ramię należy do Alicji, czyli do mnie, a prawym
Panny Wichrowskie mają się dzielić jak potrafią. I tak wędruję z moją
przyjaciółką - ramię w ramię - czasami w większej grupie, a
czasami w mniejszej, dwuosobowej, kiedy Pan Wichrowski przejmuje na
kilka dni pełną opiekę nad dziewczynkami.
Nasze dwuosobowe wiosenne wypady
ułożyły się już w pewien scenariusz. Odprowadzana przez swoją miejscową
pomoc do nocnego pociągu, dojeżdżam w pozycji leżącej do centrum kraju,
gdzie zostaję przejęta przez moją przyjaciółkę, i skąd wyruszamy w
dalszą wspólną drogę samochodem Kasi. Nasze najpierwsze spotkanie miało
za cel Częstochowę, a dokładniej Jasną Górę, i było rodzajem wspólnej
pielgrzymki do ważnego dla każdej z nas miejsca. Ponieważ w tym roku,
jadąc w kilka innych miejsc, zahaczyłyśmy również o nie, jest całkiem
prawdopodobne, że stanie się ono stałym punktem na mapie naszych
corocznych wyjazdów „w Polskę”. Ponieważ Kasia zdecydowanie ceni sobie
smaczne jedzenie i zna różne miejsca, gdzie smacznie zjeść można, a co
więcej nowych takich miejsc na mapie Polski szuka, również przybytki
sztuki kulinarnej znajdują się na trasach naszych peregrynacji, o czym
pewnie jeszcze kiedyś będziemy miały okazję w tym cyklu notek – ramię w ramię - co nieco napisać.
Brunch w Chimerze, Kraków maj 2012. Alicja w obiektywie Katarzyny |
Pijar u Pijarów, Kraków maj 2012 |
Bull, bull, bull w Bullu, Kraków maj 2012. Katarzyna i Alicja w obiektywie Alicji |
.