4 października 2017

Sześć i pół, albo pieskie życie



Trasa naszej, to znaczy Kasi Wichrowskiej, jej dwóch córek i mojej, kolejnej wakacyjnej podróży od morza do gór zależała w tym roku od stanu zdrowia pewnej suki, ponad stuletniej, jeśli wiek czternastoletniego psa przeliczyć na lata życia człowieka. Po dziesięciu dniach pobytu w moim domu i w moim mieście nad morzem, nasz postój w centrum kraju, w miejscu stałego zamieszkania Kasi, zależał od tego, czy suka S., będąca członkiem rodziny Wichrowskich, będzie wtedy jeszcze żyła, czy już nie. Zawodowe wyjazdy Pana Wichrowskiego, który wcześniej pozostał z S. w domu, powodowały bowiem konieczność zaopiekowania się suką przez Panią Wichrowską, co oznaczało zabranie psa wraz z nami na dalszą część wakacji w górskim domu Państwa Wichrowskich.


Wilczurowata, brązowo podpalana, mądra i cierpliwa suka S., którą bardzo polubiłam, jest już bardzo słabiutka, ale jeszcze potrafi unieść na osłabionych reumatyzmem nogach swoje ciężkie ciało. Tak więc właśnie zrobiłyśmy dwudniowy postój w centrum kraju, w celu przetransportowania na południe starego stworzenia. Moi gospodarze w międzyczasie porządkują swoje domowe sprawy, a ja wyciągam nogi po długiej podróży samochodem, przed jej kolejnym długim odcinkiem, i w połowie Kasi i moich wspólnych wakacji piszę ten tekst, aby zdać sprawę z naszej siódmej letniej przygody. Tymczasem po domu Państwa Wichrowskich kręci się  żwawo inny piesek, cztero i pół miesięczna, bardzo żywotna i figlarna, formalnie należąca do Młodszej Panny Wichrowskiej, suczka W., która od początku wakacji konsekwentnie wędruje po kraju ze swoją dziesięcioletnią panią, i która prawie dwa tygodnie temu wraz z moimi gośćmi zjawiła się w moim domu.


Kasia Wichrowska, w której życiu suczka W. jest dziewiątym czy dziesiątym psem, jaki znalazł się pod jej bardziej lub mniej bezpośrednią opieką, nie może wyjść z zadziwienia, ile ta mała psina poznała już świata w swoim krótkim życiu, a szczególnie przez pierwsze osiem tygodni tegorocznych szkolnych wakacji: najpierw nowy dom z niewielkim podwórkiem w centrum kraju, który dzieli ze spokojną i zmęczoną życiem suką S., potem drugi dom ze sporym trawnikiem w górach, następnie mieszkanie teściowej Kasi i moje mieszkanie, oba nad morzem. Ile nowych wrażeń, ile nieznanych zapachów, jaki psi zawrót głowy!


Czym zapachniała suczce W. część lata spędzona w moim towarzystwie? Poza nowymi zapachami kolejnego mieszkania oraz poznanymi już z grubsza zapachami morza, plaży oraz wydm, na pewno zaintrygowało W. małe przydomowe zoo moich znajomych, do którego zabrałam swoich gości, a które składa się aktualnie z licznych psów, czterech kotów, pary morskich świnek, czarnego królika i czarnej kozy oraz kucyka w biało-brązowe łaty. Na podwórku wokół domu leżącego w pobliżu rzeki, która przepływa przez moje miasto, wyczuć można było zapewne również ślady pozostawione przez podchodzące z nadrzecznych lasków dziki oraz sarny.





Zakończone zaledwie miesiąc temu wspólne letnie wakacje były siódmymi z kolei, na które miłosiernie z mojego agorafobicznego potrzasku wywozi mnie moja przyjaciółka z internetu, a konkretnie stąd, z salonu24. Dlaczego więc „sześć i pół” w tytule? Po raz pierwszy bowiem notkę o nich zaczęłam pisać z samego środka wakacyjnej przygody, i tak chciałam swoją relację pozostawić: urwaną w połowie, niedokończoną, jak wiele spraw w życiu


Tymczasem nie dokończyłam nawet tej niedokończonej, nie dopełniłam jej relacją prowadzoną z perspektywy suczki W., jak zamierzałam, o tym jak podczas pobytu u mnie nad morzem pochorowały się Panny Wichrowskie, jak starsza z nich wraz z mamą zniknęła na jedną dobę, a potem obie wróciły pełne dziwnych nowych zapachów zebranych z dwóch szpitali, jak w międzyczasie z Młodszą Panną Wichrowską, która szybciej stanęła na swoje dziesięcioletnie nóżki, oraz ze mną, suczka W. wybrała się do eleganckiej włoskiej restauracji, czy też o tym jak na wielkopolskiej ziemi wraz z innymi gośćmi tańczyła w klasztorze należącym do jednego z żeńskich zgromadzeń zakonnych, na hucznym przyjęciu po uroczystości złożenia ślubów wieczystych przez - między innymi - moją cioteczną siostrzenicę. Natomiast już z ludzkiej perspektywy, chciałam opowiedzieć o tym, jak jeszcze w moim domu nad morzem odwiedziła nas zaprzyjaźniona rodzina Państwa Fymów, oraz o tym, że kilka tygodni wcześniej gościłam przez uroczy tydzień Ewę Filipczuk. Chciałam opowiedzieć, ale już nie opowiem.





Post Scriptum:


S.

Odeszła, zasnęła sama z siebie, późnym wieczorem 31 października 2017




























.