29 listopada 2010 roku, w godzinach porannych, obca osoba, występująca na portalu salon24.pl pod pseudonimem „Katarzyna Wichrowska”,
salonową pocztą przesłała mi liścik. W ciągu następnych trzech dni
wymieniłyśmy tą samą drogą kilkanaście krótkich listów, których treść
układa się w dialog, opublikowany poniżej za zgodą mojej rozmówczyni.
*
Katarzyna: - Przeczytałam
większość Twoich tekstów, i jak sobie pomyślę o zmaganiach ze sobą, z
lękiem przestrzeni, problemami z mową, pamięcią, to serce mi krwawi. I
czasem mnie nie pocieszaj. A niedzielny omlet to choć dobry był?
Alicja: - Omlet był wyjątkowo
udany, dziękuję. A poza tym: nie będę Cię pocieszać, tylko powiem tyle:
mam pogodne usposobienie, wrodzony optymizm i siłę płynącą spoza mnie.
Da się przeżyć.
Katarzyna: - No pewnie, że się da, wszystko się da. A ma Ci kto te jajka na omlet kupić? I co wtedy jak ten ktoś ma np. katar?
Alicja: - Dobre pytanie. Z
pomocą ludzką mam bardzo ciekawe doświadczenia. Mam kogo o pomoc
poprosić, ale stała pomoc jest w ten czy inny sposób opłacana. Dopóki w
moim mieście mieszkała cioteczna siostrzenica, była to pomoc niejako
naturalna, sama z siebie. Wiem, że sama jestem przyczyną takiej
sytuacji: mam bardzo dużo znajomych, ale nie mam przyjaciół, pewnie z
własnego wyboru - ostra selekcja.
To, co wyżej powiedziałam, przyjmuję za rzeczy naturalne. Ale dwie są rzeczy dla mnie niepojęte. Moje koleżanki/znajomi wiedzą o moim stanie, wiedzą też, że chodzę z kijkami (nordic walking). Zabranie/wywiezienie mnie na wspólny spacer nie byłoby problemem. Wiem, że lubią moje towarzystwo. Próbowałam nawet zasugerować coś takiego - i nic. Natomiast moi wierzący sąsiedzi oraz znajomi współwyznawcy wiedzą, że sama nie dojdę do kościoła (ok. 150 m). Nikt nie jest chętny zająć się moim dojściem na niedzielną Mszę Świętą. A wystarczyłoby przecież tylko "przykleić" mnie do siebie co niedzielę w drodze do/z kościoła.
To, co wyżej powiedziałam, przyjmuję za rzeczy naturalne. Ale dwie są rzeczy dla mnie niepojęte. Moje koleżanki/znajomi wiedzą o moim stanie, wiedzą też, że chodzę z kijkami (nordic walking). Zabranie/wywiezienie mnie na wspólny spacer nie byłoby problemem. Wiem, że lubią moje towarzystwo. Próbowałam nawet zasugerować coś takiego - i nic. Natomiast moi wierzący sąsiedzi oraz znajomi współwyznawcy wiedzą, że sama nie dojdę do kościoła (ok. 150 m). Nikt nie jest chętny zająć się moim dojściem na niedzielną Mszę Świętą. A wystarczyłoby przecież tylko "przykleić" mnie do siebie co niedzielę w drodze do/z kościoła.
Katarzyna: - Czy w samochodzie
też masz lęk przestrzeni ? Czy przeniesienie się do takiego caravana lub
jachtu załatwiłoby problem pogodzenia potrzeby zamknięcia z tęsknotą do
przestrzeni?
Alicja: - Jacht odpada, ale
samochód jest ok. Właściwie mój agorafobiczny stan poprawia się i teraz o
wiele lepiej daję sobie radę w przestrzeni niż 3 - 4 lata temu. Nieco
zmalał zakres lęku, a jego intensywność zmalała zdecydowanie. W
planowanej notce "Uzdrowiciel" pewnie jeszcze coś o tej sprawie napiszę.
Jednym z objawów agorafobii jest lęk
przed środkami lokomocji. Na szczęście w moim przypadku ten jej aspekt
dość szybko minął i w lepszych okresach mogę nawet sama podróżować - mam
opracowane specjalne systemy przemieszczania się, co samo w sobie jest
niezłą sztuką logistyczną. Trawestując Twoje słowa powiem tak: życzliwe
ramię ludzkie załatwiłoby problem tęsknoty do przestrzeni. Tylko tyle.
Oprócz tęsknoty do przestrzeni, która jest osobnym zagadnieniem (może klauzura jest mi jednak pisana?), pozostaje jeszcze sprawa tak banalna, jak gimnastyka dla nóg, żeby nie nabawić się miażdżycy żył. Leżenie z nogami do góry to trochę za mało. Dlatego płacę, żeby móc chodzić.
Katarzyna: - Wszyscy wielcy
chrześcijanie, tylko robić nie ma komu. Znam te klimaty, nieprzypadkowo
zapytałam. Znajomi mogli się nieco spłoszyć, kiedy zobaczyli jak rozmawiasz z muchami.
Alicja: - Tylko z jedną muchą i tylko przez dwa pierwsze tygodnie siedzenia w domu.
Katarzyna: - Moja matka rozmawiała z pająkiem, wspólnie oglądali telewizję. Mogę Ci podrzucić parę jajek, jak będę w przelocie.
Alicja: - Obiecuję dać znać, kiedy będzie mi ich brakowało.
Katarzyna: - Trzymam za słowo, daj znać - wyślę pocztą. Jachtu nie mam - ale mam samochód. I rower.
Alicja: - Ja nawet samochodu
nie mam. A rower - jedynie stacjonarny. Przestrzenie nad- i pod- wodne
nigdy mnie nie pociągały. Moim żywiołem była droga: szosy, pola, miasta,
autostop, pociągi, autobusy, przepływające przeze mnie krajobrazy i
mijani ludzie.
Staram się zrozumieć znajomych ludzi/chrześcijan, którzy "wiedzą", a z własnej inicjatywy nie pomagają. Ze swoich doświadczeń próbuję wyciągać naukę - przede wszystkim dla siebie samej. Żebym ja nie przegapiała okazji, w których mogę komuś pomóc. Umiejętność niesienia pomocy jest jednym z charyzmatów wymienianych przez św. Pawła.
Staram się zrozumieć znajomych ludzi/chrześcijan, którzy "wiedzą", a z własnej inicjatywy nie pomagają. Ze swoich doświadczeń próbuję wyciągać naukę - przede wszystkim dla siebie samej. Żebym ja nie przegapiała okazji, w których mogę komuś pomóc. Umiejętność niesienia pomocy jest jednym z charyzmatów wymienianych przez św. Pawła.
Katarzyna: - Możemy sobie pogadać o charyzmatach, ale pytanie zasadnicze brzmi: kto kupi jajka?
Alicja: - Ależ to pytanie jest właśnie przejawem charyzmatu umiejętności niesienia pomocy!
Katarzyna: - Dobra, nie będę się kłócić. Brak przyjaciół w przestrzeni dziejów zachodzi wtedy, gdy ich najbardziej potrzeba.
Alicja: - Ktoś kiedyś
powiedział mi, że jest we mnie coś, co bez słów mówi: kochaj mnie
dobrze, albo nie zawracaj mi głowy. Chyba ta osoba miała rację. Sama -
niestety - również nie zdała testu przyjaźni.
Katarzyna: - To poważne testy muszą być. Wszystko albo nic – potężna amplituda.
Alicja: - Samo życie jest testem. Ja nie muszę (i nie potrafiłabym) układać takich sprawdzianów, jakie życie wymyśla.
Katarzyna: - To prawda. Ja stopniuję w procentach, tyle, ile kto może i gotów jest unieść.
Alicja: - Przez całe życie
dawałam ludziom bardzo duży kredyt zaufania na początku znajomości,
patrząc, co kto z nim zrobi. Teraz, kiedy zgodziłam się na absolutną
samotność, nie szukam ani przyjaźni, ani miłości, co nie znaczy, że nie
jestem gotowa ich dawać.
Katarzyna: - Mogę zaoferować
swoje spacerowe towarzystwo za free. Nie lubię spacerować, ale niech
tam. Bywam często w A., w B. rzadko, w C. od wielkiego dzwonu, D.
zasiedlam. Jesteś gdzieś na trasie? Jeśli nie chcesz, nie musisz
odpowiadać na moją zaczepkę dotyczącą współrzędnych geograficznych.
Alicja: - Małe umartwienie
spacerowe nigdy nie zaszkodzi. Ale ja chyba nie przyłożę do niego ręki,
ponieważ nie mieszkam na Twojej trasie. Wybrzeże Bałtyku - to moje
strony.
Katarzyna: - Nad morzem akurat lubię spacerować - wiążą się z tym miłe wspomnienia, mój mąż pochodzi z Wybrzeża.
Alicja: - Może kiedyś, jeśli
będę miała kłopot z przesiadką w D., poproszę Cię o pomoc, za gotowość
do której bardzo serdecznie dziękuję.
Katarzyna: - Przesyłam mój adres mailowy..., telefon podam też, ale nie na tym portalu.
Alicja: - Mój mail to... Dzięki za namiary, jakby co, skorzystam na pewno..